Wyniki Testów Czynnościowych Płuc Prowadzące do Rozpoznania Pierścieni Naczyniowych u Dzieci w Wieku Szkolnym January 2018 Advances in Respiratory Medicine 85(V):11-15fot. Fotolia Stres przedślubny to napięcie, jakie towarzyszy parze młodej w czasie przygotowań do ślubu, jak i tuż przed tą ważną uroczystością. Nawet kilka chwil przed ceremonią narzeczeni denerwują się, bo powodów mają wiele. Dylemat, czy osoba, która stoi u twojego boku to właśnie ten jedyny oraz emocje związane z całą organizacją bywają kłopotliwe. Nigdy przecież nie ma pewności, czy goście będą zadowoleni, czy zespół muzyczny faktycznie rozkręci imprezę i co najważniejsze – czy weselne potrawy będą wszystkim smakowały. Stres przedślubny bywa destruktywny, dlatego powinnaś nauczyć się tego, jak sobie z nim radzić. Zobacz, jak przygotować relaksacyjną kąpiel Stres najbardziej odczuwają panny młode, druhny i mamy nowożeńców. Być może związane jest to z tym, że kobiety są mniej odporne na sytuacje stresogenne i z natury bywają bardziej uczuciowe, i emocjonalne. Zobacz, jak poradzić sobie ze stresem przedślubnym, aby ten ważny dzień był najpiękniejszym wydarzeniem, a nie czymś, co wywołuje negatywne emocje i problemy. Poznaj najprostszy sposób na pozbycie się stresu Jak poradzić sobie ze stresem podczas przygotowań do ślubu? Organizacja ślubu to prawdziwy surwiwal. Musisz pamiętać o wszystkim, począwszy od spraw tak oczywistych, jak rezerwacja sali weselnej, kościoła, wybranie oprawy muzycznej i wybór menu. Obowiązków jest znacznie więcej. Wybór sukni, welonu, butów, garnituru, obrączek, kwiatów, fryzjera, kosmetyczki ... można tak wymieniać i wymieniać. Lista zadań jest przeogromna, w zależności od tego, jaki ślub planujesz. Cały proces organizacji ślubu wiąże się ze stresem, co często powoduje kłótnie między narzeczonymi. Jak więc poradzić sobie z napięciem? Dużo ruchu – pamiętaj o dotlenieniu organizmu oraz o uprawianiu sportu, podczas którego produkowane są endorfiny odpowiedzialne za hormon szczęścia i niwelujące stres. Dobrze, jeśli ćwiczenia będziesz wykonywała razem z narzeczonym. Proponuję wspólne spacery, jazdę na rowerze lub rolkach. Nie są to wymagające sporty, a ich uprawianie może pozytywnie wpłynąć na relacje między wami. Dobra organizacja – to klucz do sukcesu, o którym mało kto pamięta. Jeśli obawiasz się, że zapomnisz o zamówieniu prezentów dla rodziców lub nie zaprosisz któregoś z gości, stwórz własny kalendarz ślubny. Zaplanuj w nim wszystkie najważniejsze wizyty i sprawy organizacyjne. Jeśli będziesz trzymała się swojego planu, na pewno będziesz dużo spokojniejsza i stres przedślubny sam zniknie. Odpowiednie odżywianie – chociaż przed ślubem wiele kobiet przechodzi na dietę, to nigdy nie wolno zapominać o zdrowym odżywaniu. Pozwól sobie raz na jakiś czas na pyszne ciastko, czekoladę czy inne pyszności, które pozwolą ci rozładować zdenerwowanie przedślubne i odpocząć. Zobacz listę ćwiczeń relaksacyjnych Jak zrelaksować się dzień przed ślubem? Na kilka dni przed ślubem stres zwykle narasta. I chociaż wszystko dopięte już jest na ostatni guzik, to i tak zdenerwowanie nie odpuszcza. Przed tobą w końcu jedna z poważniejszych życiowych decyzji i wybór na całe życie. Gdy nowożeńcy uświadamiają sobie powagę sytuacji, emocje stają się jeszcze bardziej napięte. Żeby pozbyć się zdenerwowania, które może popsuć nawet najpiękniejszy ślub, pamiętaj o odpowiednim relaksie. Szczera rozmowa – powiedz swojemu przyszłemu mężowi, czego się obawiasz. Uspokoisz swoje obawy, utwierdzisz się w wyborze i będziesz dużo spokojniejsza. Twój partner na pewno pomoże ci w przezwyciężeniu lęku. Przyjemny wieczór tylko we dwoje – na dzień przed ślubem dobrze jest się odciąć od całego zgiełku, jaki związany jest z uroczystością. Pomyśl nad seansem filmowym z komedią w roli głównej. Do tego proponuję zapachowe świece relaksacyjne, które rozluźniają i poprawiają nastrój. Nie tylko odpoczniecie i świetnie będziecie się bawić, ale i zapomnicie na moment o tym, co czeka was następnego dnia. Zrób coś dla siebie – pamiętaj o odpowiednim odprężeniu, dzięki któremu pozbędziesz się stresu przedślubnego. W tym celu niezastąpione okażą się olejki do ciała oraz zestawy do domowego SPA. Aromatyczne oleje do ciała oraz balsamy naprawdę odprężają i świetnie działają na skórę. Nie zapomnij też o relaksacyjnej muzyce, świecach i kadzidełkach. Uspokojenie emocji i pełen relaks gwarantowany! Zobacz, co może nie spodobać się weselnym gościom Jak opanować stres na chwilę przed ceremonią ślubną? Gdy od momentu wypowiedzenia magicznego "tak" dzielą cię jedynie minuty, stres jest jeszcze większy. Zapewne będziesz martwić się o to, czy suknia się dobrze układa, czy świadkowa nie nadepnie na welon, czy nie pomylisz się, wygłaszając przysięgę małżeńską, czy aby na pewno danie główne będzie na czas, czy kwiatki na weselnych stołach nie zwiędną, czy szampan będzie schłodzony itd., itd. Nie przejmuj się tym! To szczygły, których nikt nie zauważy. Ślub to w końcu twój najważniejszy dzień. Weź głęboki oddech i pomyśl o wspaniałej zabawie weselnej, która za chwilę się zacznie. |1. Zestaw prezentowy Alqvimia Magnetyzm, cena ok. 125 zł (dostępny w sklepie internetowym), 2. Olejek do ciała Collistar Profumo Della Felicità, cena ok. 165 zł, 3. Mokosh, olejek z pestki malin, cena ok. 12,90 zł, 4. Yanke świeca w słoiku, cena ok. 41 zł, 5. Sojowa świeca relaksacyjna, cena ok. 55 zł| Przygotowania do ślubu to o wiele więcej, niż rezerwacja terminu i sali, czy kupno strojów. To poważne, ogromne przedsięwzięcie, z mnóstwem szczegółów do dopracowania. Jeśli nie chcecie się denerwować, to za przygotowania zabierzcie się o wiele wcześniej, niż na kilka miesięcy przed planowaną uroczystością.
Co robić, jeśli rodzina zmusza nas do ślubu, kiedy spodziewamy się dziecka. napisała szczesliva • 11/10/2020 • Moim zdaniem, Szczesliva po godzinach. Zagotowałam się, kiedy przeczytałam maila od Patrycji* (imię zmienione). Myślałam, że czasy wymuszania na parach ślubu już dawno minęły, tymczasem okazało się, że te czasyZdecydowana większość z nas planuje ślub i wesele dbając o najmniejszy szczegół. Snujemy wizje, które później przekładamy na scenariusze. Wiem co, gdzie, kiedy nastąpi. Z niecierpliwością czekamy na dzieło, w którym – zgodnie z naszym planem – wsiądziemy do limuzyny, zatańczymy do wybranej przez nas muzyki, będziemy podziwiać zaplanowany pokaz sztucznych ogni, zakosztujemy wybranych potraw… A gdyby tak pozwolić sobie na przeżycie dnia ślubu spontanicznie, bez szczegółowego planu, z dziecięcą ciekawością doświadczać wydarzeń dziejących się tu i teraz – nieznanych nam wcześniej ze scenariuszy. A gdyby tak przeżyć ślub i wesele, których sami się nie spodziewacie? W dniu ślubu jesteście ważni tylko Wy. Waszej radości nie przydmi o ton bledszy kolor kwiatów, przesunięty 5 min pokaz fajerwerków, pomylony krok w pierwszym tańcu lub inny element niezgodny ze znanym Wam niemalże na pamięć scenariuszem. Od chwili przekazania organizacji ślubu niespodzianki konsultantowi macie czas dla siebie, jesteście wolni od zmartwień, o to czy zespół zabawi gości, czy kolor winietek stołowych jest odpowiedni, czy wybrane menu przypadnie do gustu Waszym gościom, czy tort dotrze na czas i w niezmienionej formie, czy dobrze wybraliście fotografa, kamerzystę, fryzjera, wizażystę, pojazd do ślubu, alkohol itd. itd. Przygotowania do ślubu są dla Was oczekiwaniem na wielki dzień zamiast egzaminem z trafności w podejmowaniu decyzji czy z precyzji analizowania zapisów umownych. Czy ślub niespodzianka to ślub bez planu? Oczywiście, że nie! Z tą jednak różnicą, że planowanie i organizacja spoczywa wyłącznie na konsultancie ślubnym lub konsultancie i jednym z Was, chcącym uczyni dzień ślubu niespodzianką przynajmniej dla jednej strony. Konsultant przygotuje całość lub wybrane elementy w wielkiej tajemnicy przed Wami lub przed jednym z Was. Takie przedsięwzięcie jest o tyle trudniejsze, że wymaga od konsultanta perfekcyjnie wypracowanej umiejętności słuchania, poznawania preferencji, doskonałej znajomości rynku, umiejętności podejmowania trafnych decyzji. Jeśli kochacie niespodzianki i cieszy Was możliwość przeżycia ślubu spontanicznie - ślub niespodzianka dostarczy Wam wielu wrażeń. Jeśli wahacie się przed utratą pełnej kontroli, ale chcecie zostawić miejsce na niespodziewane emocjonujące momenty pomyślcie o przygotowaniu jednej, dwóch lub więcej drobnych niespodzianek. Zaskoczcie ukochaną osobę swoją pomysłowością i przygotujcie coś w tajemnicy przed nią. Uruchomcie wyobraźnię, a planowanie ślubu i wesela przyniesie Wam jeszcze więcej radości. Gdybyście nie byli pewni jak przygotować niespodziankę lub potrzebowali wsparcia podczas twórczego etapu skorzystajcie z pomocy konsultanta ślubnego. Karolina Ostachowicz - Konsultant dla Was niezapomniane uroczystości. Raz tradycyjne, innym razem z odrobiną ekstrawagancji. Zawsze pełne piękna.
reklama Przygotowując zaproszenia ślubne, narzeczeni niejednokrotnie zastanawiają się czy zapraszać dzieci na wesele. Problem jest na tyle istotny że postanowiliśmy przybliżyć ten temat. Polska znana jest z gościnności, czego dowodem są chociażby wystawne wesela organizowane dla szerokiego grona rodziny, znajomych. Zabawa do białego rana, nawet w najlepszym lokalu z zapewnieniem warunków do odpoczynku nie jest idealnym miejscem dla milusińskich. Tradycja weselna mimo wielu zmian w trendach europejskich i światowych wciąż jest żywa. Czy zapraszać rodzinę na wesele bez dzieci Państwo Młodzi chętnie zapraszają na uroczystość zaślubin, jak i przyjęcie weselne, jednak implementacja współczesnych zasad zapraszania i konwencji wesela nie rzadko prowadzi do nieporozumień rodzinnych i oskarżenia Pary Młodej o brak taktu. W czym rzecz? Chodzi o gości weselnych, którzy zapraszani są z radością, ale bez dzieci. Pary Młode coraz częściej dyktują gościom weselnym warunki uczestnictwa w ich uroczystości wskazując na preferencje względem prezentu ślubnego, czy też kwiatów, jak i obecności bez dzieci. W internecie toczą się rozmaite dyskusje i burzliwe debaty na ten temat, wciąż brak jednoznacznego rozstrzygnięcia, Młodzi uzasadniają swoje racje, iż to ich przyjęcie, oni są gospodarzami i proszą gości według własnego uznania. Poruszeni goście weselni wskazują na brak kultury ze strony Młodych, którzy pomijają w zaproszeniach dzieci, bądź dobitnie podkreślają, iż zaproszenie nie obejmuje dzieci. Pojawiają się argumenty w postaci finansów, jak i tradycji, czy wyczucia sytuacji i kultury, savoir-vivre. Wbrew pozorom nikomu nie rozchodzi się o pieniądze. Nie ma się co oszukiwać i zaprzeczać, iż Młodym nieprzywykłym do uroków macierzyństwa przeszkadza obecność dzieci, które bądź co bądź są absorbujące i nie rzadko niegrzeczne. O ile z gośćmi bezdzietnymi nie ma problemu, jak również z dalszą rodziną, czy też znajomymi, dla których nie jest ujmą zaproszenie na wesele wyłącznie dla nich samych, bez dzieci, bez względu na wiek potomstwa, to najbliższa rodzina nie rzadko czuje się tym faktem urażona. Czy dzieci brata, wujka nie zasługują na zaproszenie na uroczystość weselną? Należy zdawać sobie sprawę też z faktu, iż kiedy babcia, prababcia, wujek, ciocia są zaproszeni na wesele, to z maluchami nie ma kto zostać, co będzie powodowało odmowę udziału w uroczystości. Są i tacy goście, którzy są tak poruszeni tupetem Pary Młodej, która reglamentuje zaproszenie niczym kosztowną wejściówkę, czy tez łaskę, iż z miejsca odmawiają wzięcia udziału. W nie jednej rodzinie dochodzi do nieprzyjemnej wymiany zdań na ten temat, kłótni i pogorszenia relacji rodzinnych z powodu zaproszenia na wesele. W kręgach rodzin konserwatywnych wesela bez dzieci należą do rzadkości, bowiem uroczystość tą celebruje się przede wszystkim rodzinnie i dzieci dodają uroku całości, nikomu zaś nie przeszkadzają, nawet jeśli faktycznie nie jest to impreza dla nich, czy są nieznośne. W wielu przypadkach goście weselni nie korzystają z zaproszenia maluchów, oddając na ten czas dzieci pod opiekę osobom trzecim, niemniej liczy się sam fakt zaproszenia. Tym samym na weselu nie biega dziesiątki dzieci po parkiecie, a są to najczęściej maluchy rodziców, którzy zwyczajnie nie mają możliwości pozostawienia dzieci w domu pod zorganizowaną opieką. Państwo Młodzi często zarzucają gościom weselnym brak wyobraźni i zwracają uwagę na fakt, iż to nie jest właściwe miejsce dla dzieci, a mimo to rodzice nie zważając na to wybierają się na wesele z maluchami. Co oceniane jest również jako brak kultury ze strony gości, nie szanujących Pary Młodej i jej wyjątkowego dnia, jakim jest dzień zaślubin. Obawy o to czy dzieci odpowiednio zachowają się w czasie uroczystości ślubnej, jak i wesela winny spoczywać na rodzicach biorących odpowiedzialność za maluchy i opiekę nad nimi, tymczasem spędzają sen z powiek Parze Młodej. Popularną usługą w branży weselnej stała się opieka nad dziećmi, animacje weselne dla najmłodszych, które pozwalają na zagwarantowanie dobrej zabawy dorosłym i dzieciom zarazem. Bądźcie konsekwentni Planując przyjęcie warto być konsekwentnym, by nikt nie poczuł się urażony, bowiem mimo iż to my jako Para Młoda zapraszamy gości, to goście weselni zasługują na szacunek. Jeśli przyjmiemy zasadę, iż przyjęcie weselne jest wyłącznie dla dorosłych, wówczas musimy tę zasadę zastosować do wszystkich bez wyjątku i przeciwnie. Ostateczna decyzja należy do gospodarzy, aczkolwiek od wielu lat utarło się, iż nie jest nietaktem podczas zaproszenia gości weselnych nadmienienia, iż Para Młoda preferuje obecność bez dzieci. W zależności od sytuacji można tę wolę wyrazić kulturalnie nie pisząc ostentacyjnego zaproszenia, iż przyjęcie weselne przewidziane jest wyłącznie dla dorosłych. Dzieci na weselu, kwestia delikatna i drażliwa Podsumowując, podobnie jak nie wszyscy rodzice obiektywnie oceniają obecność swoich dzieci na weselu, tak również niektórzy Młodzi patrzą na tę kwestię wybiórczo i subiektywnie. By nie popaść w konflikt rodzinny warto mieć w sobie odrobinę dyplomacji i uwzględnić nowoczesne, bądź konserwatywne podejście do zaproszenia na wesele gości. Rozluźnienie norm społecznych zezwala na pewne odstępstwa od tradycyjnych zwyczajów savoir-vivre. Moda na proszenie gości bez dzieci jest coraz bardziej powszechna i być może przyjmie się jako standard. Póki co wciąż jest to kwestia delikatna i drażliwa. reklama
Gdy miałam 14 lat, podjęłam decyzję, która zmieniła moje życie - zaczekam z seksem do ślubu. Postanowiłam poczekać na to, aż w moim życiu pojawi się mężczyzna, który będzie w stanie uszanować ten wybór. Całe życie uczono mnie, że moje ciało to dar od Boga, a pewnego dnia będzie należeć do mojego męża. Później zaś będzie należeć do moich dzieci. Nigdy nie byłam uczona, że moje ciało należy do mnie. Zobacz również: „Na żonę nadają się tylko dziewice” Miałam chronić moją czystość myśląc o Bogu i o przyszłym mężu. Nosiłam nawet pierścień na znak czystości i mojej obietnicy. Zostałam wychowana w wierze katolickiej i zawsze obracałam się w takim środowisku. Moi rodzice są głęboko wierzący, a o seksie mówili (z nieukrywanym wstydem) tylko w kontekście abstynencji przed ślubem, albo powiększaniu rodziny. Przygotowywali mnie do tego, abym jako dorosła kobieta stała się idealną żoną i matką. Od małego wpajano mi, że seks pozamałżeński to najgorsza rzecz, jaką może zrobić młoda kobieta. Treści powtarzane przez moich rodziców i przez Kościół utkwiły we mnie tak głęboko, że nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby pójść do łóżka z chłopakiem. W dniu ślubu byłam 28-letnią dziewicą. Po weselu razem z mężem udaliśmy się do naszego apartamentu, aby “skonsumować” nasz związek. Czułam się dumna. Udało mi się. Naprawdę czułam, że daję mojemu mężowi najcenniejszy dar, jaki mężczyzna może dostać. Po wszystkim czułam się… pusta. Moje dziewictwo było fundamentem mojej tożsamości, i w ciągu zaledwie paru minut zniknęło. Na zawsze. Fot. Nie zrozumcie mnie źle. Seks z moim mężem jest naprawdę wspaniały. Oczywiście nie mam tego z czym porównać, ale jest między nami chemia, pasja, namiętność i dobra komunikacja. Ale z perspektywy czasu uważam, że sytuacja, w jakiej się znalazłam, nie jest normalna. Zrozumiałam, że zostałam wychowana w kulturze czystości. Jako dziewczynka i młoda, dojrzewająca kobieta byłam poddawana praniu mózgu i szczerze wierzyłam w to, że wszystko, co wiąże się z seksem, jest grzeszne. I nagle miałam po prostu odrzucić te przekonania, a w moją noc poślubną stać się prawdziwym demonem seksu. Zobacz również: Jak rozpoznać dziewicę? 7 fizycznych cech, które (podobno) zdradzają wszystko! Chyba nietrudno sobie wyobrazić, jak zatem wyglądała moja noc poślubna - i jak pierwszy raz wygląda dla tysięcy kobiet, które są wychowywane w takim środowisku. Jesteśmy uczone, że nasze ciała nie należą do nas samych. Liczą się tylko potrzeby naszych mężów i ich zaspakajanie. Chodzi o ich ego, ich pewność siebie, ich męskość, ich przyjemność, ich orgazmy. Zajęło mi aż 10 lat, żeby pozbyć się wiary w to, że jestem własnością mojego męża. Jak każdy proces dekonstrukcji, była to dla mnie żmudna i trudna droga. Zawsze uczono mnie, że kobieta powinna powstrzymać się od seksu z myślą o szczytnym, świętym celu. Dlatego gdy mój mąż nalegał na zbliżenie, nie mogłam tak po prostu powiedzieć “nie”, jeśli nie miałam ku temu dobrego powodu. Oczywiście mój mąż nie musiał się ze mną kochać, jeśli tylko nie miał na to ochoty - bez żadnego wytłumaczenia. Był mężczyzną, zarabiał na chleb, kierował naszym małżeństwem. Fot. Zatem gdy bywały momenty, że chciałam powiedzieć “nie”, w mojej głowie rozbrzmiewały się słowa z listu do Efezjan: “Żony niechaj będą poddane swym mężom jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus - Głową Kościoła”. Obezwładniające uczucie wstydu i strachu skutecznie izolowało mnie od rówieśników, panowało nad moim poczuciem własnej tożsamości, oddawało moje ciało we władzę męża. 10 lat zajęło mi odkrycie mojej seksualności i poczucia tożsamości - nie obeszło się bez terapii. Dziś, gdy zostałam matką dla mojej córki, codziennie powtarzam jej słowa, których sama nigdy nie usłyszałam: “Jesteś warta szacunku. Twoje ciało należy tylko dla ciebie. Masz prawo do wolności. Zasługujesz na miłość taka, jaka jesteś”. Za każdym razem, gdy wypowiadam na głos te słowa, wiara w to, że moje ciało jest tylko moje staje się odrobinę silniejsze. Ale nie wiem, czy przyjdzie dzień, w którym całkowicie w to uwierzę. Ewa, 38 lat Zobacz również: LIST: „Zrobiliśmy to dopiero po ślubie. 2 miesiące później myślę o rozwodzie, bo jest STRASZNIE!”
W dniu rocznicy ślubu życzymy Wam udanej podróży do kolejnych pięknych jubileuszy! Wasze Dzieci; Dla naszych Rodziców z okazji rocznicy Ślubu składamy szereg najpiękniejszych życzeń. Jedno jest w życiu szczęście, kochać i być kochanym. Na pamiątkę rocznicy - Dzieci. Dla cudownych Rodziców kochające dzieci! Z okazji 30 Najmłodsze dzieci na ślubie i weselu rodziców (0-2) - Panna młoda z dzieckiem od niemowlaka do dwóch lat mogłaby mieć spore ograniczenia w zorganizowaniu tego wielkiego dnia, nie uwzględniając w planach potrzeb maluszka. – mówi Karolina Dokić-Pietuszko z portalu-katalogu PlanujemyWesele, która ma stały kontakt z parami przygotowującymi się do ich wielkiego dnia. Jak sobie poradzić: - wynająć pokój w budynku, gdzie jest sala i zapewnić dziecku sprawdzoną opiekunkę, która już zna dziecko, a ono ją i dobrze na nią reaguje, - jeśli karmisz piersią, umów się z nianią na jakiś sygnał, który da na przykład świadkowej czy twojej mamie, teściowej na telefon, że dziecko jest głodne. Unikniesz wtedy stałego czuwania i chodzenia do pokoju maluszka, aby sprawdzić, jak wygląda sytuacja, - organizując wesele, warto zadbać o to, aby goście zostali zajęci na 30 minut więcej na początku przyjęcia niż standardowo. Każdy, kto wie, że macie malutkie dziecko – szczególnie niemowlę, powinien zrozumieć sytuację, a ty zyskasz spokojny czas na "zakwaterowanie" malucha w pokoju z opiekunką i spokojny start zabawy. Oczywiście wodzirej, DJ czy któreś ze świadków może poinformować przez mikrofon o tym, że młoda mama potrzebuje chwili dla dziecka. - Jeśli parze zależy, aby na zdjęciach były jej malutkie dzieci, warto poprosić fotografa o zrobienie mini sesji jeszcze przed wejściem na salę lub pod kościołem, urzędem stanu cywilnego. To jedno z najbardziej praktycznych rozwiązań, i bardzo istotny fakt przy robieniu planu ujęć z fotografem – podpowiada Karolina Dokić-Pietuszko z portalu-katalogu ślubnego PlanujemyWesele. Przedszkolaki na ślubie swoich rodziców O ile 5-latek może dać się zająć opiekunce lub opiekunowi zabawą i pójść spać o tradycyjnej porze – raczej nadal w pokoju, gdzie jest wesele, o tyle 3-latek niekoniecznie. Wy - rodzice - wiecie najlepiej, że dzieci są bardzo różne i różnie też mogą reagować na takie stresujące dla nich przecież sytuacje, jak tłumy ludzi wokół mamy i taty. W tym wieku dzieci, prawdopodobne jest również to, że są to pociechy jednego z Was z poprzedniego związku. - Nawet jeśli wesele jest organizowane wyłącznie dla osób dorosłych, ewentualnie z uwzględnieniem starszej młodzieży, to młoda para chce mieć często swoje dzieci przy sobie. Niezależnie od tego, na ile dziecko będzie to wydarzenia pamiętało, chcą, aby w przyszłości mogło powiedzieć, że było na ślubie i weselu rodziców – mówi Karolina Dokić-Pietuszko z portalu-katalogu ślubnego PlanujemyWesele. Jak sobie poradzić: - profesjonalna opiekunka lub opiekun to najlepsze rozwiązanie, nawet jeśli dziecko na co dzień przebywa dużo z dziadkami. Wasi rodzice powinni się tego dnia także świetnie bawić, nie musząc skupiać się cały czas na nawet najbardziej ukochanych wnukach, - ważne, aby z dzieckiem wcześniej porozmawiać, przygotować je na kilka tygodni, a potem dni przed ślubem, że mama i tata będą mieć wielkie święto, na którym maluch będzie obecny i dostanie jakąś rolę (podanie obrączek, trzymanie trenu, mini przemowa pod okiem świadków lub kogoś z rodziny na weselu), - mówienie dziecku: "a teraz mama i tata idą się bawić z gośćmi, a ty pójdziesz grzecznie na górę, pobawisz się z ciocią, a później ładnie spać", może przynieść dokładnie odwrotny skutek. Dobrze jest dziecku rozpisać plan dnia, szczególnie jeśli na co dzień żyjecie w regularnym rytmie, poprosić je, żeby narysowało, jak wyobraża sobie ten wielki dzień. W planie uwzględnione będzie również powiedzenie gościom "dobranoc" lub przeciwnie angielskie wyjście na drzemkę, lub nocny spoczynek. Dzieci w wieku wczesnoszkolnym To już prawie dorośli! A na pewno tak właśnie się czują, kiedy mowa o święcie w rodzinie. Bardzo ważne dla samopoczucia dziecka jest uwzględnienie go w przygotowaniach, danie mu jakiejś roli, przekazanie odpowiedzialności. To może być dowolny obszar – na przykład przygotowanie grafiki zaproszeń na ślub, które mama i tata zeskanują i oddadzą do drukarni opatrzone oczywiście informacją o tym, kto jest autorem. Podanie obrączek to taki ślubny evergreen, ale dziecko w tym wieku ma przecież ogromny potencjał i możliwe, że będzie mu bardzo miło, jeśli je zaangażujecie w działania i uhonorujecie, np. mówiąc gościom przez mikrofon na weselu, jakie dekoracje są autorstwa waszej pociechy, albo organizując drugi taniec. Co do pomysłów, ograniczać Was może głównie poziom wyobraźni 😉. Dzieci, które biologicznie są jednego z was, nawet jeśli rodzic nie mieszka z nimi na co dzień, warto, aby były potraktowane z równą uwagą. To bardzo ważna inwestycja w relację z dzieckiem i budowanie jego poczucia własnej wartości. Jak sobie poradzić: - dziecko w tym wieku zdecydowanie może już uczestniczyć w zabawie pod okiem kogoś z rodziny, choć, jeśli jest wymagające lub szybko się nudzi czy męczy, warto i tu zadbać o profesjonalną opiekę. Jeśli na weselu będą też inne dzieci, animacje powinny spełnić ważną rolę w tym, aby dziecko dobrze się czuło tego dnia, a wy, żebyście mogli zająć się sobą. Nadal potrzebna będzie osoba, która będzie pilnować, aby dziecko nie przytuliło się spontanicznie do sukienki mamy, tuż po kolorowych wyklejankach. I o ile goście, którzy przyszli z dziećmi mogą w każdej chwili wyjść z nimi, zająć je czy asystować przy posiłku, o tyle Wasze dzieci dobrze, aby miały jedną lub – jeszcze lepiej – dwie osoby, do których będą mogły zwrócić się w każdej chwili. Dzieci w wieku szkolnym i wczesne nastolatki Dzieci mogą potrzebować podobnej opieki i uwagi jak te, które szkołę niedawno zaczęły. W tym wieku także ważne jest, aby czuły się uwzględnione w wielkim dniu, ale już na spokojnie zrozumieją, że to jednak dzień mamy i taty czy rodzica z jego partnerem/partnerką. Oczywiście kontakt z wami nie powinien być ograniczany, ale już takie informacje ze strony dziadków, waszego rodzeństwa, czy kogoś z przyjaciół: "jak będziesz czegoś potrzebować, przychodź do mnie" powinny pozwolić dziecku poczuć się bezpiecznie. Oczywiście wtedy, gdy naprawdę osoba deklarująca się jako opiekun w razie potrzeby, będzie dyspozycyjny od razu, a nie kiedy skończy się set taneczny 😉. W przypadku rodzin patchworkowych uhonorowanie, a już na pewno "zauważenie" dziecka w wieku szkolnym na ślubie rodziców będzie bardzo ważne. Oczywiście wiele zależy od relacji, jakie istnieją w Waszej rodzinie, ale dziecko rodzica, który wchodzi na nową drogę życia z kimś innym niż drugi rodzic, powinno poczuć się częścią tej układanki. Nastolatki na ślubie mamy lub/i taty W tym przypadku, mamy już do czynienia z diametralnie różną sytuacją niż na… początku rozwoju dziecka, ale… czy aby na pewno? 😉 Tylko ten, kto nie żył z nastolatkiem pod jednym dachem i nie pamięta, jak sam nim był, może stwierdzić, że w tym przypadku już nie ma mowy o opiece, potrzebie zadbania o emocje dziecka, itd. Jak sobie poradzić: - sporo rodziców wspólnych dzieci, ale i w rodzinach patchworkowych, którzy pobierają się ze sobą po wielu latach związku, przyznaje pociechom szczególną rolę w tym wielkim dniu, szczególnie jeśli traktują je po partnersku. – Poznałam pary, których nastoletnie dzieci z zaproszonymi na wesele przyjaciółmi odpowiedzialne były za wykonanie filmu z drona, były DJ-ami, a nawet muzykami na weselu, robiły za fotografów. Bardzo miło się na to patrzy i zdecydowanie daje dziecku – bo przecież 15-latek to nadal emocjonalnie dziecko – poczuć się uwzględnionym w tym dniu, a na pewno docenionym – dodaje Karolina Dokić-Pietuszko, która – oprócz bycia ekspertką od ślubów, z wykształcenia jest pedagogiem. Warto też wziąć pod uwagę, że dziecko, które na co dzień nie jest zbyt śmiałe, nie będzie chciało być wybitnie eksponowane w Waszym wielkim dniu – warto to uszanować i uzgodnić, jak spędzi czas wesela. Dziecko z osobą towarzyszącą? A dlaczego nie?! Z osobą, z którą się spotyka, z najbliższymi przyjaciółmi. Jeśli prowadzicie otwarty dom, znacie najbliższe dziecku osoby z rówieśników, warto podkreślić to także w tym dniu. Dojrzałość dziecka i jego przyjaciół na pewno mieliście okazję ocenić nie raz w codziennym życiu, więc ewentualne wybryki – typowe dla tego etapu życia, nie powinny się zdarzyć, jeśli na co dzień nie wyrywacie sobie z tego powodu włosów z głowy. Jeśli dziecko jest tzw. starszym nastolatkiem, czyli 18-19 lat (ale umówmy się, że i studentów możemy do tego zaliczyć), warto poprosić je o bycie jednym ze świadków. No, chyba że macie więcej niż dwoje dzieci w tym wieku – wtedy zostaje już chyba tylko… losowanie lub konkurencja, które wyłonią osoby, które będą Wam świadkować. A wy, macie już jakieś pomysły na to, jak zająć, ale i uhonorować swoje dzieci w dniu Waszego ślubu? --------------------- to portal ślubny i katalog posiadający w swojej bazie ponad 17 tysięcy usługodawców z branży ślubno-weselnej z każdego regionu Polski. Portal to także porady ekspertów, inspiracje, reportaże ze ślubów czytelników i piękne sesje plenerowe. Każdego miesiąca inspiruje i łączy z usługodawcami ponad 140 tysięcy par młodych. W tym roku firma obchodzi swoje 13. urodziny, osiągając oglądalność serwisu na poziomie 1,5 mln odsłon. Krótkie wiersze ślubne dla dzieci od około 3 do 6 lat. Biorę ładną kobietę i patrzę na niego dzieci do. Życzę ci długiego życia bez irytacji w dniu ślubu. Niech Bóg da ci szczęście i łaskawie pokieruj swoim przeznaczeniem. Kocham cię tak mocno, jak potrafisz, dopóki twoje serce nie pęknie!B. przyznaje, że nie wie, czego się spodziewała, kiedy postanowiła opowiedzieć matce i starszej siostrze o tym, że gwałci ją mąż - może współczucia, a może porady, jak się przed tym bronić...? Kiedy jednak matka kpiąco powiedziała, że przecież młody chłop w ascezie żył nie będzie, poczuła, jakby ktoś mocno nią potrząsnął i rzucił na ziemię. Tego dnia „dowiedziała się”, że prawo jej męża do seksu znaczy więcej, niż jej humory i wymysły. Podobne „lekcje” otrzymuje w Polsce wiele kobiet - część z nich przez wiele lat dzień w dzień spędza czas u boku gwałciciela. Gwałty nie są domeną ciemnych zaułków Nasze wyobrażenia o gwałcie są nierzadko powtórzeniem tego, co widzimy w amerykańskich filmach z motywami kryminalnymi: jest ciemna uliczka, ohydny typ, którego cechuje prostactwo i brutalność (i który często dzierży w wielkich dłoniach ostre narzędzie) oraz ona - zwykle młoda i urodziwa, a także nieznająca wcześniej oprawcy. Obraz taki wywołuje u widza silne emocje - współczucie wobec ofiary i wściekłość na sprawcę - a także utwierdza go w przekonaniu, że przemoc seksualna to coś, co ma miejsce w niebezpiecznych dzielnicach, z dala od domu. Mroczna prawda na temat gwałtów jest jednak zgoła odmienna. Sprawcami przemocy seksualnej stosunkowo rzadko bywają osoby nieznajome, podążające za swoją ofiarą pod osłoną nocy. Według raportu Fundacji Ster aż w 80 procentach przypadków sprawca gwałtu to osoba, z którą osoba poszkodowana była albo jest w związku. Nierzadko sprawcą przemocy jest również partner, z którym łączy ofiarę związek sformalizowany. Polski kodeks karny nie zna rozróżnienia między gwałtem, który ma miejsce w związku, a takim, którego sprawcą jest osoba nieznajoma lub ledwie znana ofierze - zmuszanie do współżycia przez współmałżonka także jest przestępstwem, za które grozi nawet 15 lat więzienia. Przerażające jest jednak to, że - wg danych z ankiety OBOP z roku 2011 - 20 procent Polaków uważa, że nie ma czegoś takiego jak gwałt w małżeństwie. Ankietowani, którzy wyrazili tę opinię, prawdopodobnie mają nie tylko niewłaściwe wyobrażenia o małżeństwie, które rozumieją jako relację opartą na podporządkowaniu, ale także nie rozumieją, że osoby wykorzystywane seksualnie przez partnerów lub współmałżonków cierpią niekiedy bardziej, niż te, które zostały zgwałcone przez kogoś nieznajomego. Przyczyną bólu w takiej sytuacji jest bowiem nie tylko fakt, że strasznego czynu dopuściła się osoba, której się ufa i z którą liczyło się na dobrą, opartą na szacunku relację seksualną, ale również dlatego, że doświadczenie gwałtu małżeńskiego nadal bywa lekceważone i wypierane. Małżeństwo wciąż chcemy widzieć jako klucz do szczęścia, a dom - jako bezpieczną przystań, dlatego nierzadko tabuizujemy i bagatelizujemy dramaty, które rozgrywają się między małżonkami w czterech ścianach wspólnego mieszkania. Kiedy zaś cierpienie człowieka jest bagatelizowane, to nierzadko przestaje on o nim mówić - i nie szuka już pomocy, lecz na zasadzie wyuczonej bezradności „przyjmuje” swój los. A ponieważ przemocy seksualnej w związku lub małżeństwie często towarzyszy również przemoc psychiczna lub ekonomiczna - wiele osób pokrzywdzonych ma poczucie, że wyzwolenie się z takiego związku jest po prostu niemożliwe. „Ciesz się, że nie poszedł do innej” Od pewnego czasu wiedziałam, że B., dojrzała wdowa, doświadczyła w swoim małżeństwie przemocy seksualnej. Kiedy więc zabierałam się za planowanie tego tekstu, pomyślałam, że jej opowieść o tym niezwykle trudnym doświadczeniu mogłaby pomóc innym zrozumieć, jak wygląda gwałt małżeński z perspektywy osoby pokrzywdzonej. Nie każdy jednak życzy sobie, aby jego historia była czytana i analizowana przez innych - delikatnie wspomniałam więc B. o czym będę pisała - a następnie zapewniłam, że jeśli zgodziłaby mi się opowiedzieć o swoim małżeństwie, to zapewnię jej anonimowość i zmienię szczegóły, by nikt jej nie rozpoznał. Energiczna i uśmiechnięta zwykle B. powiedziała wtedy spokojnie: „dziecko, przecież nikt nie będzie wiedział, że to akurat moja historia. Takich kobiet było i jest tysiące”. A potem zaczęła opowieść o mrocznym wątku ze swojej przeszłości: „Wyszłam za mąż po to, aby uciec z domu. Miałam wtedy niecałe dwadzieścia lat i marzyłam o lepszym życiu, bez ojca alkoholika i matki mającej ciągle nowych kochanków. Moja starsza o dwanaście lat siostra również tak zrobiła - i wydawało się, że jest w miarę szczęśliwa. Ja na początku również byłam. Mój mąż był człowiekiem pracowitym i porządnym. Jak na tamte czasy żyło nam się dobrze, mąż potrafił zawsze wszystko załatwić. Ale miał też bardzo duże potrzeby seksualne. Na początku, zanim poszłam do pracy, to było w porządku. Ale potem zdarzało się, że mówiłam mu, że nie chcę - i tego nie umiał przyjąć. Mówił mi, że jestem oziębła, że sypianie z nim (nie używał słowa „seks”) to przecież mój obowiązek jako żony. I kiedyś, jakoś po roku małżeństwa, po raz pierwszy zrobił to, co chciał, wbrew mnie. Mówiłam mu, żeby przestał - ale kazał mi się zamknąć. Nigdy wcześniej się tak do mnie nie zwracał. Upokorzył mnie, wykorzystał, mimo że przecież ślubował mi miłość. Następnego dnia zachował się jak gdyby nic się nie stało, a ja przez cały dzień zastanawiałam się, dlaczego mi to zrobił. To, że ukrywałam się ze swoimi emocjami, chyba nauczyło go, że mój opór nic nie znaczy - od tej pory wymuszał na mnie seks kiedy tylko chciał. I przesuwał kolejne granice - robił ze mną rzeczy, na które większość kobiet chyba się nie godzi… ja najpierw płakałam. A potem po prostu, kiedy próbował się do mnie zbliżyć, wyłączałam się - czułam się tak, jakby mnie tam nie było. Czułam się winna, że nie chcę z nim normalnie sypiać i myślałam, że może to przeze mnie… ale nie mogłam już być z nim blisko w normalny sposób. Ale najgorsze było to, jak zgwałcił mnie trzy tygodnie po porodzie. Myślałam, że umrę z bólu albo się uduszę - bo przez cały czas wstrzymywałam oddech. Wtedy byłam przerażona. Poszłam na wizytę do ginekologa, bo bałam się, że zrobił mi krzywdę - cały czas mocno krwawiłam. Powiedziałam lekarzowi, że przespałam się z mężem w połogu - nie umiałam mu powiedzieć o tym, że to był przymus. I ten ginekolog spojrzał na mnie jak na nienormalną. Zapytał, czy jestem matką, czy łajdaczką, że nie potrafię powstrzymać się kilka tygodni. Po tym zajściu stwierdziłam: „nigdy więcej” i postanowiłam powiedzieć prawdę o moim małżeństwie matce i starszej siostrze. Nie wiem, czego oczekiwałam - może porady, jak się bronić, a może współczucia? Ale kiedy powiedziałam, że ten mój cudowny, pracowity i przystojny mąż mnie gwałci i zadaje mi ból, matka powiedziała, że przecież młody chłop nie będzie żył w ascezie i że chyba wiedziałam, z czym wiąże się małżeństwo - a jak mi to nie odpowiada, to mogłam kilka lat temu iść do zakonu. Siostra wykazała trochę więcej delikatności - przytuliła mnie, ale dodała, że powinnam się cieszyć, że nie poszedł do innej. Jej zdaniem czas po porodzie to zwykle czas pierwszej zdrady męża (po latach po winie powiedziała mi, że u niej tak właśnie było). Poczułam się tak, jakby ktoś mną mocno potrząsnął i rzucił na ziemię. Matka i siostra powiedziały wyraźnie, że tak już musi być, nie było w nich ani zdziwienia, ani szczególnie dużo troski, nawet o moje zdrowie. Stwierdziłam, że chyba muszę się dopasować - widocznie prawo męża do seksu w małżeństwie znaczy więcej, niż moje - jak to mówił mąż - humory i wymysły. Ponieważ matka była biedna, a ja zarabiałam śmieszne pieniądze, nie mogłam odejść od niego. Przez lata jadłam, spałam i wychowywałam dzieci z gwałcicielem. Moi synowie również poczęli się w wyniku gwałtu małżeńskiego, jestem tego pewna. Kocham ich i absolutnie nie żałuję, że ich urodziłam, ale nigdy nie umieliśmy się dogadać, może dlatego, że byli chłopcami i to podobnymi do ojca. Z pozoru byliśmy jak normalna rodzina - pracowaliśmy, byliśmy uprzejmi, mąż nie pił i nie awanturował się. Nikt nie znał jego prawdziwej natury. A wie pani, co było najtrudniejsze, kiedy umarł? Udawanie, że mi żal, że odszedł dobry i kochany człowiek. A ja myślałam, że teraz mi będzie lepiej. I tak było - po latach poznałam obecnego partnera. I to on uświadomił mi, że to, co robił mi mój mąż, to była zbrodnia. Bez tego chyba do tej pory bym z jednej strony uważała, że to okropne, a z drugiej - że tak musi być. Teraz czasy się zmieniły - ale na pewno ciągle mnóstwo kobiet tak żyje”. Czułam się winna, że nie chcę z nim normalnie sypiać i myślałam, że może to przeze mnie… ale nie mogłam już być z nim blisko w normalny sposób. Ale najgorsze było to, jak zgwałcił mnie trzy tygodnie po porodzie. Akt małżeństwa to nie akt własności W historii życia B. znajdziemy elementy, o których często wspominają także inne osoby poszkodowane przez przemoc seksualną. Jest tutaj bliska relacja ze sprawcą gwałtu, zarzucanie pokrzywdzonej „oziębłości” i zrzucanie na nią winy, narastająca brutalność jego czynów, ból psychiczny i fizyczny, a także dysocjacja - czyli mechanizm obronny polegający na „wyłączeniu się” i przebywaniu „poza ciałem”, które ma na celu zmniejszenie odczuwanego cierpienia (można przypuszczać, że u B. uruchamiał się on wtedy, gdy jej mąż ją gwałcił). Ale ta historia to więcej, niż opowieść o życiu jednej kobiety, którą spotkał okrutny los - ważnymi bohaterami tej historii są przecież także inne kobiety z jej rodziny: matka i starsza siostra. I, niestety, reakcja najbliższej rodziny B. jest bardzo podobna do tej, z która często spotykają się osoby, które doświadczają przemocy seksualnej ze strony męża lub innej osoby, z którą są lub były w bliskiej relacji. W umysłach matki i siostry B., podobnie jak wiele innych osób (wypowiadających się chociażby na internetowych forach lub facebookowych grupach) nie funkcjonuje takie pojęcie, jak gwałt małżeński - bo małżeństwo jest przez nie rozumiana jako instytucja, która „gwarantuje” mężczyźnie możliwość współżycia, gdy tylko ma on na to ochotę. Krewne B. nie są również odosobnione w postrzeganiu mężczyzny jako osoby, która nie może kontrolować swojego popędu płciowego - widać to w komentarzu dotyczącym zdrady małżeńskiej, która miałaby pojawić się w przypadku braku współżycia oraz wypowiedzi o „ascezie”. Osoby te uważają też, że jeśli kobieta zostaje zgwałcona - zwłaszcza przez kogoś, kogo zna - to sama ponosi za to odpowiedzialność (vide: matka pouczająca córkę o tym, że przecież “wiedziała”, z czym wiąże się małżeństwo). Powszechność takich przekonań razem z patriarchalną mentalnością, zgodnie z którą mężczyzna jest podmiotem, a kobieta przedmiotem, tworzą warunki sprzyjające trwaniu kultury gwałtu, w której przestępstwa seksualne są bagatelizowane, ich ofiary wyśmiewane lub traktowane jak potencjalni oszuści, a sprawcy usprawiedliwiani lub wręcz traktowani ze współczuciem. Dotyczy to, oczywiście, nie tylko przemocy seksualnej w małżeństwie, ale także tej, która ma miejsce w Kościele (osobom mówiącym o niej zarzuca się “atakowanie Kościoła”), w domu, gdy sprawcą jest na przykład rodzic (mówienie o tym bywa rozumiane jako brak szacunku dla polskiej rodziny) czy w lokalach rozrywkowych (jeden z komentatorów moich postów na Facebooku stwierdził kiedyś, że napastowanie obcych kobiet w klubach jest w porządku, bo przecież w takich miejscach podrywa się (sic!) również dotykiem). Nie bez znaczenia dla społecznego klimatu wokół przemocy seksualnej jest również fakt, że w niektórych tekstach kultury gwałt jest przedstawiany w sposób karykaturalny (scena z filmu “Galimatias, czyli kogel-mogel 2”, w której mąż próbuje wymusić współżycie na Kasi Solskiej-Zawadzie wywołuje u widza raczej rozbawienie niż współczucie dla bohaterki, która ucieka przed mężem do łazienki), lub coś, co jest wynikiem różnicy kulturowej i co kobieta może kontrolować (oparte na przemocy pożycie Khala Drogo i Daenerys z “Gry o Tron” staje się satysfakcjonujące, gdy przyszła Matka Smoków uczy się, jak ma zadowalać męża). Nie będzie chyba zaskakujące, jeśli stwierdzę, że pierwszym i najważniejszym krokiem do zerwania z kulturą gwałtu (w tym kulturą gwałtu małżeńskiego) powinna być edukacja. Mam tutaj jednak na myśli nie tylko edukację seksualną, podczas której młodzi ludzie mieliby szansę dowiedzieć się, że mają prawo wyznaczać własne granice i jednocześnie obowiązek nie przekraczać granic innych, choć takie zajęcia również są dzieciom i młodzieży bardzo potrzebne. Niebagatelne możliwości na polu zapobiegania przemocy seksualnej - zwłaszcza tej mającej miejsce w małżeństwie - ma również Kościół. Pary przygotowujące się do ślubu przechodzą wszak przez tak zwane nauki przedmałżeńskie. W ich trakcie młodzi ludzie powinni zdobywać nie tylko wiedzę o tym, jakie czytania można wybrać na mszę ślubną i dlaczego NPR jest lepszy niż antykoncepcja - powinni być także uczulani na to, że akt małżeństwa nie jest aktem własności. Seks jest oczywiście wpisany w małżeńską rzeczywistość - a brak możliwości współżycia może być przyczyną do stwierdzenia nieważności związku - ale nie zmienia to faktu, że na każde jedno zbliżenie obie strony muszą wyrazić zgodę. Wszędzie tam, gdzie nie ma świadomej i dobrowolnej zgody na seks, jest przemoc seksualna. Wejście w rolę męża czy żony nie odbiera nikomu prawa do mówienia “nie” - i nie zwalnia z obowiązku przyjmowania odmowy współżycia. Osoby prowadzące przedślubne katechezy nie powinny także, w imię idealizacji małżeńskiej rzeczywistości, wypierać istnienia problemu przemocy seksualnej. Narzeczeni muszą wiedzieć, że żadna ze stron nie ma prawa przymuszać drugiej do seksu - a zmuszanie żony lub męża do wypełniania “obowiązku małżeńskiego” to gwałt, który jest nie tylko zaprzeczeniem miłości, ale i zwykłym przestępstwem. Marzą mi się także podręczniki do religii (i na przykład do WDŻ-u), w których zamiast “naturalnych” różnic między kobietami i mężczyznami opisywana jest konieczność naturalnego odpowiadania za swoje czyny i reakcje. Nawet, jeśli młody człowiek usłyszy w domu, że coś takiego jak gwałt małżeński nie istnieje, a na forum przeczyta, że jeśli pijana kobieta została zgwałcona, to sama jest sobie winna, to w szkole (również na lekcjach religii) te przekonania powinny być konfrontowane z rzetelną wiedzą. Która to, gdy tylko jest odpowiednio wyłożona, staje się ciekawsza i bardziej atrakcyjna, niż krępowanie własnego umysłu więzami mitów i stereotypów.
Ślubu nie weźmiemy, bo nie chce z brzuchem iść do ołtarza i chce po prostu przeżyć swój ślub tak jak trzeba. Zgodzilam się na cywilny, ale i tak nie ma dnia żeby się nade mną nie
Informacja o przygotowaniu do małżeństwa. Małżeństwo można zawrzeć we własnej parafii narzeczonego lub narzeczonej. Badanie kanoniczne narzeczonych w kancelarii, przeprowadza się w parafii, w której małżeństwo ma być zawarte, czyli w parafii, w której jedno z narzeczonych posiada stałe lub tymczasowe zamieszkanie albo faktyczny miesięczny pobyt (kan. 1115).
Należą do nich m.in. manipulowanie przekonaniami, postawami, emocjami (np. strachem i lękami dziecka), szantaż emocjonalny, utrudnianie kontaktów dziecka z drugim rodzicem oraz inne negatywne działania, prowadzące do niszczenia ich wzajemnych relacji, kierowane w stronę poddawanego alienacji rodzicielskiej dziecka lub/i rodzica.
Duchowni szydzili ze związków zawartych jedynie z powodów majątkowych. „Równie dobrze ktoś mógłby dać na zapowiedzi pana takiego a takiego z sakiewką pani tej i tej, a w dniu ślubu powieść do ołtarza nie narzeczoną, ale od razu jej pieniądze albo krowy” – mawiał znany z ciętego języka paryski kaznodzieja Jacques de Vitry. Tekst jest fragmentem książki „Życie w średniowiecznym mieście”, Frances i Joseph Gies Małżeństwo w trzynastym wieku zwyczajowo łączyło ludzi z tej samej grupy społecznej. Niemniej również i wtedy, tak jak w innych epokach, istniała ruchliwość społeczna: związki między przedstawicielami bogatego mieszczaństwa i członkami rodzin pomniejszej szlachty nie należały do rzadkości. Związek małżeński stanowił też swego rodzaju ścieżkę kariery dla czeladnika: poślubienie bogatej wdowy mogło równać się uzyskaniu domu w mieście, przejęciu zapasu ubrań należących do zmarłego męża, mebli, sreber, a nawet nieruchomości. Co do zasady małżeństwa aranżowano, ale Kościół kładł nacisk na kwestię zgody. Duchowni szydzili ze związków zawartych jedynie z powodów majątkowych. „Równie dobrze ktoś mógłby dać na zapowiedzi pana takiego a takiego z sakiewką pani tej i tej, a w dniu ślubu powieść do ołtarza nie narzeczoną, ale od razu jej pieniądze albo krowy” – mawiał znany z ciętego języka paryski kaznodzieja Jacques de Vitry. Prawo kanoniczne zaznaczało, że panna młoda musiała mieć przynajmniej dwanaście lat, a pan młody czternaście. Pokrewieństwo stanowiło swego rodzaju temat tabu, narzeczeni nie mogli być ze sobą spokrewnieni do czwartego stopnia (do czasów postanowień Czwartego Soboru Laterańskiego z 1215 roku obowiązywała zasada do siódmego stopnia). Z kolei najważniejszym elementem ceremonii ślubnej było wyrażenie wolnej woli obu stron wstąpienia w związek. Małżeństwa były możliwe zarówno między ludźmi wolnymi, chłopami pańszczyźnianymi, jak i niewolnikami; pomiędzy katolikami i heretykami oraz katolikami i ludźmi ekskomunikowanymi, nie mogli już ich jednak zawierać chrześcijanie z poganami, jako że ci ostatni nigdy nie byli ochrzczeni. Do Czwartego Soboru Laterańskiego zabronione było zawieranie związku pomiędzy cudzołożnikiem (który mógł już wziąć ślub) a osobą, z którą cudzołożył; podobnie rzecz się miała w sytuacji porywacza i osoby, którą następnie uwolnił. Po 1215 roku takie małżeństwa były już dozwolone. Rozwód, a dokładnie rzecz biorąc unieważnienie małżeństwa, stanowił niezwykłą rzadkość. Tego typu sytuacja była dozwolona jedynie wtedy, gdy związek łamał jedną z trzech głównych zasad Kościoła na temat małżeństwa: dotyczącą wieku, zgody lub pokrewieństwa. Zawiłości związane z koligacjami rodzinnymi stanowiły jednak czasem wygodną furtkę dla potężnych i bogatych średniowiecznego świata umożliwiającą unieważnienie związku, ale nawet im nie było łatwo wyjść obronną ręką, jeśli zostali przyłapani na składaniu fałszywych zeznań. Przykładowo król Filip August poróżnił się z Kościołem, gdy próbował pozbyć się swojej pochodzącej z Danii żony i ostatecznie musiał przyjąć ją z powrotem. Po sporządzeniu umowy odbywały się oficjalne zaręczyny – w średniowieczu była to uroczystość o charakterze religijnym dorównująca rangą zaślubinom. Kontrakt małżeński Małżeństwa, przynajmniej te zawierane między członkami zamożnych warstw społeczeństwa, miały podstawę zarówno prawną, jak i religijną: kontrakt małżeński spisywano u notariusza, wskazując w nim wyraźnie wysokość posagu. Syn i córka bogatych mieszczan zaczynali wspólne życie, posiadając na przykład dom, ze dwa niewielkie gospodarstwa, gotówkę oraz wpływy z wynajmu nieruchomości w mieście. Umowa mogła dodatkowo precyzować, które składniki majątku przypadną pannie młodej po ewentualnej śmierci męża – jeśli nie sporządzano takiego zapisu, kobieta automatycznie dziedziczyła jedną trzecią dóbr małżonka. Po sporządzeniu umowy odbywały się oficjalne zaręczyny – w średniowieczu była to uroczystość o charakterze religijnym dorównująca rangą zaślubinom. Podobieństwo przysiąg zaręczynowych do ślubnych wręcz powodowało zaskakujące problemy prowadzące do wielu pozwów w sądach kościelnych. Sam Kościół kładł wyraźny nacisk na potrzebę rozróżnienia „słów przyszłości” wypowiadanych podczas zaręczyn od „słów teraźniejszych” wymawianych podczas ceremonii zawierania małżeństwa. Niemniej czasem pary postrzegały siebie jako męża i żonę, podczas gdy były jedynie zaręczone, zamieniając tę instytucję w swego rodzaju potajemne małżeństwo, które jedna ze stron mogła w przyszłości łatwo podważyć. Tak czy owak podczas zaręczyn duchowny pytał przyszłego pana młodego „Czy przyrzekasz, że pojmiesz tę kobietę za żonę, jeśli tylko Kościół Święty wyda zgodę?”. W podobny sposób ksiądz zwracał się także do narzeczonej, a następnie młodzi wymieniali się obrączkami i ogłaszano zapowiedzi (w trzy kolejne niedziele). Co ciekawe, śluby nie mogły odbywać się podczas adwentu, dwunastodniowego okresu Bożego Narodzenia, Wielkiego Postu oraz w czasie pomiędzy niedzielą Wniebowstąpienia i tygodniem Zielonych Świątek. Dzień ślubu W dniu ślubu pannę młodą pomagały ubrać jej matka, siostry i niektóre z przyjaciółek, z tym że na tę okazję nie obowiązywał żaden konkretny rodzaj sukni: dziewczyna po prostu wkładała to, co miała najlepszego. W skład stroju wchodziły zatem: najwyższej jakości płócienna damska koszula, najlepsza jedwabna tunika obszyta futrem i wyszywana złotą nicią, na to ewentualnie aksamitna opończa, a także płaszcz oblamowany złotą koronką. Na głowę oblubienicy zakładano dodatkowo mały welon przytrzymywany wąską, złotą opaską, a na stopach nosiła ona buty z wysokiej jakości skóry ozdobione złotem. Również pan młody przywdziewał na tę okazję odświętne ubranie. Gdy narzeczeni jechali do kościoła, poprzedzała ich mała grupka żonglerów grających na flecie, wioli, harfie i dudach. Obok młodych podróżowali ich rodzice oraz krewni, jak również inni zaproszeni goście. Wzdłuż całej drogi gromadzili się gapie, chcący sobie popatrzeć. W końcu na placu przed świątynią wszyscy zsiadali z wierzchowców, a z przedsionka wychodził ku młodym ksiądz, niosąc otwartą księgę i ślubny pierścień. Duchowny przepytywał narzeczonych: Czy są pełnoletni? Czy przysięgają, że nie ma pomiędzy nimi niedozwolonego stopnia pokrewieństwa? Czy ich rodzice wyrażają zgodę na to małżeństwo? Czy wygłoszono zapowiedzi? I wreszcie – czy sami młodzi wchodzą w związek z własnej, nieprzymuszonej woli? Następnie narzeczeni podawali sobie prawe ręce i powtarzali śluby. Po tym wszystkim następowała krótka homilia. Typowym przykładem może być tu kazanie wygłoszone przez Henriego z Provins, który skupił się na religijnym wychowaniu potomstwa, zgodzie w domu i wzajemnej wierności małżonków. Kaznodzieja zaznaczył też, że podczas biblijnego potopu Bóg nie przez przypadek uratował po parze stworzeń. Dodał, że gdyby błogosławiona Maryja Dziewica, Królowa Raju, nie była zamężna, nie dostąpiłaby możliwości porodzenia Boga. Podkreślił również, iż życie małżeńskie stanowi absolutny wzorzec szczęśliwej egzystencji na tej ziemi. W dalszej części ceremonii ksiądz błogosławił obrączkę: pan młody brał ją i nakładał po kolei na każdy z trzech głównych palców lewej dłoni swej wybranki, mówiąc przy tym: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. W końcu umieszczał ją na palcu serdecznym panny młodej i dodawał: „Wraz z tym pierścieniem – poślubiam cię”. Potem następowało rozdanie jałmużny biednym, którzy zgromadzili się przed portykiem – zadaniem tym zajmowali się oczywiście młodzi – a następnie wszyscy weselnicy wchodzili do kościoła. Istnieje przekaz z pierwszej połowy trzynastego wieku, z którego dowiadujemy się, że akurat w tym momencie ceremonii, podczas zaślubin w Dijon, pewien lichwiarz stał się ofiarą na własnym ślubie. Jedna z rzeźb nad wejściem do portyku – konkretnie kamienna figura lichwiarza ze sceny Sądu Ostatecznego – spadła i trafiła nieszczęśnika śmiertelnym ciosem prosto w głowę: niedoszły małżonek zginął od uderzenia sakiewką. Po wszystkim krewni i przyjaciele denata uzyskali pozwolenie na zburzenie pozostałych figur portyku2. Wracając do analizy przebiegu zaślubin, warto podkreślić, że młodzi oficjalnie uznawani byli za męża i żonę po wzajemnym wymienieniu przysiąg. Po mszy ślubnej pan młody otrzymywał znak (pocałunek) pokoju i przekazywał go swej małżonce. Para razem opuszczała świątynię, wsiadała na konie i cała procesja, znów prowadzona przez grupę muzykantów, wracała do domu dziewczyny. Wesele Wesele w domu bogatego mieszczanina wyprawiano z olbrzymim rozmachem: wino lało się beczkami; podawano gicze wołowe, baranie, cielęce i z dziczyzny; na stół wnoszono kapłony, mięso młodych kaczek, kurczaki, króliki; raczono się waflami, przyprawami, słodyczami, pomarańczami, jabłkami, serem, jajami, mogła się też pojawić głowa dzika albo łabędź razem z piórami. Specjalnie na tę okazję wynajmowano szereg dodatkowej służby, w skład której wchodzili portierzy, kucharze, kelnerzy, krojczy, porządkowi, odźwierny, a nawet specjalna osoba do wyplatania wianków. Każdemu kolejnemu daniu towarzyszyły przygrywki muzykantów, a wraz z pojawieniem się na stole doprawionego wina, wafli i owoców rozpoczynało się przedstawienie. Najpierw podziwiano przerzuty, fikołki i inne popisy akrobatyczne. W programie najprawdopodobniej mogło znaleźć się także imitowanie ptasich treli, sztuczki zręcznościowe czy żonglowanie. Pewnego rodzaju urozmaiceniem były występy śpiewaków akompaniujących sobie na dwóch instrumentach wprowadzonych do użytku w średniowieczu: szarpanej sześciostrunowej lutni w kształcie gruszki oraz pięciostrunowej wioli będącej pierwszym instrumentem smyczkowym. Oba strojono kwartami i kwintami, a akompaniament wybrzmiewał albo zgodnie z melodią, albo w odstępie oktawy lub kwinty. Czasem dodawano także burdon – powtarzalny basowy dźwięk o stałym stroju3. Po skończonych występach usuwano stoły, a goście łapali się za ręce, by tańczyć i śpiewać radosne pieśni przy akompaniamencie lutni i wioli, być może także do wtóru bębenka i fletu – zestawu składającego się z małej dwuotworowej piszczałki, na której grało się lewą ręką, i bębenka obsługiwanego prawą. Czasami bębenek przymocowany był do ramienia muzyka tak, by ten mógł uderzać w instrument czołem. Stoły rozstawiano ponownie, gdy nadchodziła kolacja i na weselu pojawiała się kolejna porcja jedzenia, wina i muzyki. Z kolei w porze nieszporów raz jeszcze zjawiał się ksiądz i wszyscy weselnicy udawali się z parą młodą do jej domu. Duchowny błogosławił nowe palenisko, komnatę sypialną oraz małżeńskie łoże, a na koniec nowożeńców. Co ciekawe, matka panny młodej wcześniej sprawdzała dokładnie łóżko, by upewnić się, że żaden zawistnik nie ukrył w nim przedmiotów, które uznawano za szkodliwe dla pożycia małżeńskiego, takich jak dwie połówki żołędzia albo ziarna fasoli. Zabawa zazwyczaj kończyła się nad ranem, ale naprawdę duże wesela mogły trwać nawet kilka dni. Jedno z nich, opisane w romansie Powieść o Flamence, ciągnęło się „kilka tygodni”. Ulice udekorowano wtedy ozdobnymi tkaninami, kadzidła płonęły na wszystkich placach miasta, jako prezenty dla gości weselnych przygotowano „pięćset kompletów szat z purpury dekorowanych złotymi listkami, tysiąc włóczni, tysiąc tarcz i mieczy, tysiąc kolczug i rumaków bojowych”. Sam orszak weselny był „długi na kilka lig”. „Dwustu muzykantów” przygrywało, podczas gdy goście tańczyli, a bajarze opowiadali historie „o Priamie, Helenie, Ulissesie, Hektorze, Achillesie, Dydonie i Eneaszu, Lawinii, Poliniku, Tydeusie i Eteoklesie, Aleksandrze, Kadmosie, Jazonie, Dedalu i Ikarze, Narcyzie, Plutonie i Orfeuszu, Hero i Leandrze, Dawidzie i Goliacie, Samsonie i Dalili, Juliuszu Cezarze, Okrągłym Stole, Karolu Wielkim czy Oliwerze z Verdun”. Święto było „tak rozkoszne jak Raj”. Ceremoniał pogrzebowy Podobnie jak małżeństwo, tak i śmierć miała swój ceremoniał. Dla zamożnych średniowiecznych mieszczan najważniejszym zadaniem w trakcie przygotowań do opuszczenia tego padołu było rozporządzenie swoim majątkiem. Kościół wielokrotnie nie tylko radził, by sporządzać testamenty, ale zachęcał także do czynienia jeszcze za życia darowizn, które miałyby skrócić pobyt darczyńcy w czyśćcu. Kaznodzieja Henri z Provins przytaczał historię biesiadującego w domu przyjaciela człowieka, który wysłał swojego sługę, by ten oświetlał mu drogę do domu i uchronił przed potknięciem się i wpadnięciem w błoto. Gdyby jednak człowiek z lampą szedł za gościem, argumentował Henri, nie byłby w stanie uratować go przed wypadkiem. Podobnie miało być z jałmużną: jeśli ktoś trzymał swoje dobra, by rozdać je po śmierci, jego „latarnia” była za plecami. Jednak mimo tych nawoływań, wielu mieszczan lubiło towarzystwo swojego majątku do samego końca… Momentem tym było ostatnie namaszczenie, po którym Kościół uważał już człowieka za martwego. Chory, który po otrzymaniu sakramentu wyrwał się z objęć śmierci, musiał ciągle pościć i chodzić boso, nie wolno mu było także uprawiać seksu z żoną. Gdzieniegdzie ozdrowieńcy nie mogli nawet zmienić swojego testamentu. Umierający człowiek, który wybitnie bał się piekła, będąc osobą pobożną lub czując się winnym, mógł wyrażać skruchę poprzez prośbę o ułożenie go na ziemi na włosiance posypanej popiołem. W ten sposób postąpił między innymi król Ludwik IX, gdy lekarze stwierdzili, że nic już nie da się dla niego zrobić. Perorował przy tym z taką emfazą o marności ziemskich bogactw i potęg, że doprowadził słuchaczy do łez. Wszystko to nie przeszkodziło mu wyzdrowieć i ruszyć jeszcze na wyprawę krzyżową. Do zdrowia wrócił również syn angielskiego króla Henryka II, książę Henryk, który wcześniej w obliczu śmierci zawiązał sobie sznur wokół szyi i kazał zawlec się do łoża posypanego popiołem. Gdy umierał mieszczanin, wynajmowano specjalnego obwoływacza, który miał za zadanie ogłosić jego śmierć oraz poinformować o miejscu i czasie pogrzebu. Drzwi wejściowe do domu oraz do sypialni zmarłego przystrajano czarną serżą, a dwaj mnisi z pobliskiego opactwa obmywali ciało denata perfumowaną wodą, nacierali je balsamem i maścią oraz okrywali nieboszczyka płóciennym całunem. Na koniec zwłoki zaszywano w skórę zwierzęcą i składano w drewnianej trumnie. Ta, udrapowana czarnym kirem, umieszczana była na katafalku zbudowanym z dwóch długich tyczek i poprzecznych drewnianych desek, a następnie transportowana do kościoła w asyście orszaku pogrzebowego: duchownych i ubranych na czarno żałobników, z głośno i wyraźnie lamentującą wdową i członkami rodziny na czele. Katafalk zatrzymywał się przed wejściem do prezbiterium (jeśli zmarły był księdzem, ciało umieszczano wewnątrz prezbiterium) i odprawiano nabożeństwo żałobne zwane „Dirge” od pierwszego słowa pierwszej antyfony (Dirige). Po mszy duchowny ściągał ornat, okadzał ciało zmarłego i kropił je wodą święconą oraz odmawiał wspólnie z wiernymi Ojcze Nasz. Na koniec ogłaszał całą serię absolucji – modlitw i antyfon zapewniających przebaczenie win i wybawienie od sądu. Po tym wszystkim orszak udawał się na miejsce pochówku. Procesji przewodzili mnisi niosący krzyże, święte księgi oraz kadzielnice; za nimi podążali żałobnicy ze świecami. Tych ostatnich było dużo – biedota miejska miała szansę na jałmużnę w zamian za uczestnictwo w orszaku żałobnym bogatego mieszczanina. Na miejscu ksiądz czynił znak krzyża nad grobem, kropił go wodą święconą i wykopywał w ziemi płytki rowek w kształcie krzyża. Potem przystępowano do właściwego wykopania dołu, a czynności tej towarzyszyły śpiewy psalmów. Na koniec opuszczano trumnę w dół, odmawiano ostatnią kolektę o przebaczenie duszy zmarłego, zasypywano grób i kładziono na nim płaski nagrobek. Ci, których nie stać było na zakup trumny, musieli ją wynajmować, a w ostatnim momencie zwłoki oczywiście wyjmowano i chowano tylko zaszyte w skórę. Po zakończonym pochówku orszak, przy śpiewie siedmiu psalmów pokutnych, wracał do kościoła. Jeszcze przez jakiś czas po pogrzebie bliscy zapalali na grobie świece i znicze, po kilku latach kości mogły jednak zostać wyjęte i przeniesione, by zrobić miejsce następnym zmarłym. Tekst jest fragmentem książki „Życie w średniowiecznym mieście”, Frances i Joseph GiesPXK4Qc.